niedziela, 30 lipca 2017

"Kryształowa poświata"


Hejka wszystkim!!! Chciałam Was powiadomić, że udało mi się wydać książkę o tytule "Kryształowa poświata" :)) Jeśli ktoś lubi fantastykę i walkę o swoją, hmm, rasę to zachęcam do czytania. Wydaję ją pod pseudonimem Anastasia Tristis :) Ostatnie rozdziały postaram się dodać w najbliższym czasie ❤💚💜💙💛

poniedziałek, 8 maja 2017

Rozdział 27

     Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Nawet nie starałam się otwierać oczu, wiedząc że dostarczę sobie za dużo bodźców. Leżał nieruchomo, starając się przyzwyczaić do bólu i poczekać, aż zacznie mijać. Lecz nic z tego! Nagle do pokoju, w którym leżałam trzasnęły głośno drzwi. Jęknęłam przeciągle, czując w głowie mocniejsze pulsowanie. Nie pamietam, co się stało. Nawet nie wiem, gdzie jestem! Czy naprawdę zawsze muszę się wplątywać w jakieś kłopoty? 
- Caroline? - poczułam ciepłą dłoń na swoim policzku. Syknęłam cicho. Niech nikt mnie nie dotyka! to boli... Niech siedzą cicho... - Care? 
- Ci... - wyszeptałam, bo to było jedyne, na co mnie stać. Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam, że w pokoju panuje mrok. Rozejrzałam się za właścicielką ręki i zobaczyłam pochylającą się nade mną Elenę. Posłałam jej smutny uśmiech, bo nadal wszystko mnie strasznie boli. - Co się stało? 
- Ktoś wjechał w auto Klausa, gdy ty w nim siedziałaś. Strasznie zostałaś poraniona, dopiero Esther cię poskładała w całość. Nie byłaś przytomna przez trzy dni - wspomnienia zaczęły powoli wracać. Mój krzyk, gdy zauważyłam zbliżające się z dużą prędkością auto i ryk jakiegoś dzikiego zwierzęcia oraz Klausa, który był na mnie wściekły... 
- Co było za zwierzę na miejscu? Ryczało... - szepnęłam, próbując się unieść do pozycji siedzącej. Jednak upadłam z jękiem z powrotem na plecy. Elena złapała mnie za dłoń. 
- To Klaus. Przemienił się, aby odgonić menadę, którą podobno wyczuł w pobliżu. Od tamtej pory pokazała się tylko raz i rozmawiał tylko z Elijah. Jest wściekły na siebie i ciebie, ale na ciebie to nie wiem, za co. Nic nie zrobiłaś - powiedziała moja najlepsza przyjaciółka. Posłałam jej delikatny uśmiech. 
- Ma prawo być na mnie zły. Ja też jestem na niego wściekła, ale teraz nie mam na to siły... Czemu jeszcze nie wrócił? - zapytałam się jej. Szatynka rzuciła mi krótkie spojrzenie, po czym spuściła wzrok na swoje dłonie. Westchnęła cicho.
- Rebekha mówiła, że on zaczął swoją własną wojnę z menadą, nie czekając na pomoc - mruknęła, a ja przewróciłam oczami. Czego innego można było się po nim spodziewać? Klaus jak zwykle był porywczy i nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Nie obchodziło go, co może spowodować tym, że sam poszedł z nią walczyć. - Przykro mi, Caroline, ale nikt nie wie, kiedy on wróci i czy w ogóle wróci do Mystic Falls.
- Z jednej strony mu się nie dziwię. Cały czas coś złego dzieje się w tym mieście odkąd on tutaj przyjechał...
- Caroline! On uratował ci życie! - zbeształa mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi. Ważniejsza była osoba, która stanęła w drzwiach w momencie, kiedy ja się wypowiadałam.
- Niklaus... - szepnęłam cicho, a Elena szybko odwróciła się w stronę wejścia. Przełknęła ślinę i wstała z łóżka, aby jak najszybciej opuścić sypialnię. Klaus zbliżył się powoli do łóżka, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Niestety muszę przyznać, że zaczęłam się o niego martwić. Jednak złość także bardzo szybko powróciła. Zmrużyłam oczy i obserowałam go, jak siadał na krześle obok łóżka.
- Tak, wyjadę od razu po załatwieniu sprawy z menadą. Jeśli tak bardzo mnie nienawidzisz - powiedział cicho, ale słyszałam doskonale każde jego słowo. Mówił wyraźnie i powoli, abym dobrze zrozumiała treść i obietnicę, którą mi składał. W odpowiedzi machnęłam na niego ręką. - Słucham cię?
- Zrobisz tak, jak uważasz za słuszne - ból głowy znów zaczął powracać. Jęknęłam, zamykając oczy. Mężczyzna odsunął delikatnym ruchem dłoni włosy w mojej twarzy.
- Jak się czujesz? - mruknął, a ja poczułam uginające się łóżko obok mnie. Widocznie musiał się położyć na wolnej stronie.
- Okropnie - sapnęłam. Czułam, że znowu zatracam się w pustce; że znowu tracę przytomność, ale walczyłam z tym dzielnie. Moment ten wydawał mi się wiecznością, ale gdy otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, ze to była raptem chwila przeogromnego bólu głowy. - Jak długo będzie mnie tak wszystko boleć?
- Nie mamy pojęcia. Ten wypadek był naprawdę poważny i mam wrażenie, że menada w nim uczestniczyła. Jednak nie jestem tego w żaden sposób potwierdzić - odpowiedział cicho. - Powinnaś odpocząć. Jestem w stanie zrozumieć, że wszystko cię boli i nie masz chęci na nic.
- Ale chciałabym się najpierw wykąpać - zaczęłam marudzić, bo w jakimś stopniu chciałam go poddenerwować. Lecz nic takiego się nie stało. Uśmiechnął się przebiegle i w wampirzym tempie znalazłam się w łazience i zostałam posadzona na szafce. Klaus odwrócił się tyłem i zaczął nalewać wody do wanny. Dolał także do niej jakiś pięknie pachnących olejków, których zapach rozszedł się po całej łazience. Przymknęłam oczy, rozkoszując się nim.
     Jednak był to błąd. Nawet nie wiem, kiedy Klaus rozebrał się sam i podszedł do mnie. Gdy poczułam jego dłonie na sobie, otworzyłam oczy i zamarłam. Stał przede mną nagi i zaczynał zdejmować ze mnie bluzkę, która pełniła rolę piżamy.
- Co ty robisz? - zapytałam się zszokowana, ulegając jego dłoniom.
- Widziałaś mnie już nagiego, ja ciebie też. Jesteś za słaba, aby sama się wykąpać, więc ci w tym pomogę - powiedział, nie przerywając rozbierania mnie. Pomógł mi wstać i rzeczywiście miał rację. Nie byłam w stanie sama chwili ustać, bez pomocy drugiej osoby, a co dopiero mówić o samodzielnej kąpieli. Położyłam dłonie na jego ramionach i pozwoliłam, aby zdjął ze mnie krótkie szorty. - Trzymaj się mocno.
- Chyba nie zamierzasz... - chciałam zaprotestować i powiedzieć, że sama dam radę wejść do wanny, ale mnie zaniósł. Wbiłam palce w jego barki, jakby bojąc się, że spadnę. Ach, te ludzkie odruchy. Klaus nie byłby w stanie mnie upuścić, jeśli nie chciał. - Dziękuję.
- Nie ma za co - mruknął, zajmując miejsce w wannie obok mnie. Cały czaj obejmował moje ciało jedną ręką, a mi w żadnym stopniu to nie przeszkadzało.

♥ ♠ ♦ ♣

     Bonnie stała i składała starannie swoje ubrania, dzieląc je od razu na większe i mniejsze rzeczy. Chciała mieć wszystko ładnie poukładane w walizce, aby w domu się z tym nie męczyć. Nie zauważyła, jak Kol stanął  drzwiach i zaczął ją obserwować. Oparł się o framugę i skrzyżował ramiona na piersi. 
- Zaraz wyjeżdżamy - w końcu postanowił uświadomić ją, że jest w tym samym pomieszczeniu. Spojrzała się na niego obojętnie i skinęła głową bez słowa, nie przerywając składania ubrań. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. - Bennett?
- Słucham cię, Mikaelson? - mruknęła w odpowiedzi, a on zacisnął zęby. Podszedł do niej i zamknął szybko jej walizkę, zrzucając ją na podłogę. - Co ty robisz?!
- Zwracam na siebie uwagę - syknął, łapiąc ją za ramię. Próbowała się wyrwać, ale zacisnął swoje palce na skórze mulatki. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Sam nie wiedział czemu to zrobił. Po prostu odczuł taką potrzebę, a on zawsze bierze to, co chce.

sobota, 6 maja 2017

Spis Blogów - POLECAM

Witajcie! Dołączyła ostatnio do Spisu Blogów ;) Dodawajcie także swoje blogi, a będzie Nam wszystkim łatwiej odnaleźć się w blogosferze. Jest to także duża szansa na odkrycie początkujących talentów :D


poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Rozdział 26

 Większość życiowych problemów
rozwiązuje się jak algebraiczne równania:
sprowadzaniem do najprostszej postaci.
Lew Mikołajewicz Tołstoj

    Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, jaką formę obrony przyjąć. Czy udawać skruszoną i przeprosić go za to, że nazwałam go mordercą? Nie mogłam tego zrobić, bo duma mi nie pozwalała, chociaż w głębi serca wiedziałam, że to była najlepsza opcja. Jednak jak zawsze musiałam go zaatakować. Chyba nie byłabym sobą, jakbym przyznała się do winy. 
- Wcześniej powiedziałam ci, żebyś wyszedł. Jednak nadal tu jesteś, w moim domu... i jeszcze śmiesz mnie wyzywać? - syknęłam, wbijając mu palec wskazujący w mostek. Oczywiście zauważyłam, jak płytko oddycha, próbując się uspokoić. 
- Nie chcę zrobić ci krzywdy, przemieniając się tutaj - warknął cicho, zamykając oczy. Musiał być bardzo zły, jeśli znajdował się na granicy przemiany w wilkołaka. Nie powinnam go bardziej denerwować, bo to mogłoby się źle dla mnie skończyć. Gdyby mnie ugryzł, to mogłabym tego nie przeżyć. O ile nie dałby mi po tym swojej krwi. - Spakuj się i jedziemy do mnie. Czekam na dole, masz pięć minut.
     Po chwili nie było go wraz ze mną w pomieszczeniu. Słyszałam jak mruczy coś w innym języku pod nosem, ale nie rozumiałam słów. I teraz mam mu ulec? Teoretycznie powinnam, bo jest to dla mojego dobra. Ucieczka raczej nie ma sensu, bo i tak mnie dogoni. A mnie po drodze może złapać menada. Ale mieszkanie u niego też nie wchodzi w grę. Nie zgodzę się na to, pod żadnym pozorem! Już raz musiałam z nim mieszkać i skończyło się na tym, że mnie ignorował. Więc dlaczego to ja mam być osobą która ulega? Nie tym razem. Nie zgadzam się. Nie!
    Podeszłam do okna i spojrzałam na ulicę. Jeśli Klaus stoi blisko drzwi, to będzie mnie widział uciekającą wzdłuż drogi. Tak samo las... Może go obserwować z salonu. W końcu ta czai się menada. Tyle złych opcji... Mam tylko jedno okno, które musiałabym jeszcze bezszelestnie otworzyć... A ono strasznie skrzypi. Szybkością z pierwotną hybrydą też nie wygram. Czy mam jakieś inne wyjście niż stać się niewolnicą Klasa? Jak ja go nienawidzę!
    Spojrzałam się wściekle na szafę, przy której stała walizka. Złapałam ją i rzuciłam na łóżko. Będę musiała znaleźć inny sposób na zniszczenie mu życia. On jeszcze pożałuje, że wziął mnie do siebie; że chciał się mną opiekować.
   Po spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy wzięłam walizkę i zaczęłam schodzić na dół. Nie zauważyłam nigdzie Klausa. Zmrużyłam oczy, mając nadzieję, że sam wyszedł i zostawił mnie w świętym spokoju. Jednak po chwili poczułam jak ktoś zabiera mi walizkę i stanowczo prowadzi mnie do drzwi wyjściowych. Spojrzałam się na profil hybrydy, jednak on nie zwracał na mnie uwagi. Szedł spokojnie, obserwując cały teren na zewnątrz przez okna. 
- Jak najszybciej wsiądziesz do mojego auta. Klucze do drzwi leżały na szafce, więc zamknę dom. Masz się nie ruszać z samochodu i czekać na mnie. Pod żadnym pozorem masz nie wysiadać, zrozumiałaś? - dopiero zadając mi pytanie, uraczył mnie spojrzeniem. Skinęłam głową, wiedząc, że na razie muszę mu się podporządkować. Teraz z nim nie wygram, nie w tym momencie. Otworzył przede mną drzwi i usłyszałam jak zamki w aucie się otwierają. W wampirzym tempie znalazłam się na miejscu pasażera. Zaczęłam obserwować hybrydę, która ze spokojem zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku auta.
- O cholera! - krzyknęłam, gdy w samochód uderzyło inne auto. Ostatnia rzecz jaką zapamiętałam to ryk jakiegoś zwierzęcia.

♥ ♠ ♦ ♣

   Bonnie weszła po cichu do domu za pierwotnym wampirem. Pomimo tego, że wracali dosyć długą drogą, to Kol nie zdążył się uspokoić. Czuła bijącą od niego wściekłość i wiedziała, że sama się do niej przyczyniła. Mogła zostać w domu i nie miałaby teraz długu wdzięczności u wampira, który chciał wybić wszystkie czarownice świata.
- Jesteś głupsza niż myślałem, Bennett - syknął cicho, wchodząc do salonu. Dziewczyna stanęła w miejscu, patrząc się na niego z niedowierzaniem. Jak on mógł teraz tak o niej mówić? Może powinna mu wylać swój żal, jaki do niej miał, aby później uciec od niego jak najdalej? - Jak ty chcesz zabić menadę, która jest dużo silniejsza od tych wampirów, które cię zaatakowały?
- To chyba już nie twoja sprawa, jak to zrobię. Miałeś znaleźć inną wiedźmę w Nowym Orleanie, ale jakoś ci to nie wyszło - czuła, że musi się zacząć bronić, zanim on się rozkręci w zadawaniu jej bólu psychicznego. Wiedziała, że jest aktualnie na straconej pozycji, bo młody Mikaleson ma rację. Wiedźma nie miała pojęcia jak pozbyć się menady z Mystic Falls.
- Nie muszę jej szukać. Sama do nas przyjechała wiedźma i czeka na ciebie w rezydencji w twoim mieście. Mamy wracać jak najszybciej - mruknął, patrząc się na nią ze złowrogim błyskiem w oku. Prychnęła  w odpowiedzi.
- A co to niby za wiedźma? Wasza matka raczyła wam pomóc? - chciała go zdenerwować, ale coś jej się nie zgadzało w tym cierpkim uśmiechu, który jej posłał.
- Dokładnie, Bennett. Moja matka na ciebie czeka w Mystic Falls.

czwartek, 18 sierpnia 2016

"Where are you, Daddy?" + data nowego rozdziału

     No więc tak... Zacznijmy od daty następnego rozdziału, który pojawi się w niedzielę {21.08.16r.}. Nie miałam w ogóle weny i co tylko napisałam - kasowałam. Nie chciałam wstawiać niczego, co zepsułoby to opowiadanie, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie. 
    Chciałabym Was również zaprosić na mojego nowego bloga, którego tematykę pewnie poznacie po opisie, który poniżej wstawię. 


     Elise nigdy nie miała w życiu łatwo. Od śmierci rodziców, gdy miała siedemnaście lat po wyrzucenie z pracy dnia dzisiejszego. Ma na utrzymaniu dwóch synów, a nikt jej w tym nie pomaga, wręcz wszyscy z niej szydzą. Uważają ją za osobę lekkich obyczajów, która raz wpadła. A najgorsze jest to, że widzi ich ojca codziennie, jednak nieosobiście. Do czasu... Lecz czy będzie w stanie mu wybaczyć, to jak zakończył ich znajomość?




Serdecznie zapraszam :)

czwartek, 23 czerwca 2016

"Piękna porażka" cz.3

"Ostatnia karta"

Zanim się czemuś oddasz, zawsze jest wahanie,
Szansa, by się wycofać,
Zawsze nieudolność.
Przy każdej inicjatywie i akcie tworzenia
Jest jedna elementarna prawda,
której nieświadomość zabija nieprzebrane idee
I niezliczone plany:
Że kiedy całkowicie się czemuś poświęcisz,
Opatrzność też wykona swój ruch.
Wszystko się wtedy zdarzy, aby ci pomóc,
Co inaczej nigdy by się nie zdarzyło.
Z decyzji wypływa cały strumień zdarzeń,
Przynosząc z korzyścią dla ciebie najrozmaitsze
Wypadki, spotkania i rzeczy,
O których nikt by nie śnił, że mu się przydarzą.
Cokolwiek robisz lub marzysz, że możesz to zrobić
- Zacznij tylko.
W zdecydowaniu drzemie geniusz, siła i magia.
Zacznij teraz.
Johann Wolfgang Goethe

    Nie wiedziała, co ma zrobić. Wczoraj przegrała z nim swoją wolność, ale dał jej jeszcze jeden dzień, aby się przyzwyczaiła do swojej porażki. Nie naciskał na to, aby już wczorajszego wieczoru do niego się przeprowadziła i spała z nim w jednym łóżku. Jednak zdawała sobie sprawę, że to nie potrwa długo. 
- Co ty robisz? - obruszyła się, gdy poczuła wokół swojej talii silne ramiona hybrydy. Dziewczyna stanęła w bezruchu koło lodówki, z której przed chwilą wyjęła woreczek z krwią.Wiedziała, że nie może mieć do niego o to pretensji, bo się na to zgodziła. Lecz czy wolność była warta tego, że teraz może jej bezkarnie dotykać? Westchnęła rozdrażniona.
-  Robię to, co mogę, Caroline - odpowiedział i sięgnął po jedną z wielu truskawek, które stały przed nią w misce. Odsunął się od dziewczyny z lekkim uśmiechem i odszedł w stronę salonu. Warknęła wściekle, doskonale wiedząc, że mężczyzna się z nią drażni. Pewnie chciał wiedzieć, ile jest w stanie wytrzymać. Nie ma problemu, pokaże mu, że nie bez powodu nosi nazwisko Forbes i ma matkę szeryf. To u nich rodzinne, że nie dają sobą manipulować. Nawet, jak się przegrało zakład.
    Pamiętała o swoim postanowieniu. Jeżeli nie uda się mu dogryźć w żaden sposób, to będzie udawać głupią blondynkę. I właśnie w tym momencie dotarło do niej, że musi się chwytać brzytwy. Zrobi z siebie pośmiewisko, aby tylko doprowadzić go do białej gorączki. Jednak czy będzie warto? Na pewno. Nie da już sobą rządzić tak jak było do tej pory. Teraz będzie też ustalać zasady gry, czy mu się to podoba czy też nie.Bycie głupią blondynką to była jej ostatnia karta, chociaż może była jeszcze jedna...
   Właśnie z taką myślą przyodziała sztuczny, wręcz "plastikowy" uśmiech. Wiedziała, że wygląda źle i głupio, ale musi się trochę poświęcić dla dobra ludzkości... i wampirów oraz innych nadnaturalnych istot. Wzięła szklankę z krwią i ruszyła w kierunku salonu, gdzie można było zauważyć znudzonego Klausa, siedzącego na fotelu i czytającego jakąś książkę. Postawiła na stoliku naczynie z życiodajnym płynem, wypinając się w stronę hybrydy. Wręcz czuła na swoim ciele palące spojrzenie mężczyzny, który był za nią. Wyprostowała się i z gracją modelki podeszła do kanapy, aby na niej usiąść. Nie patrzyła się na razie na swojego porywacza, zostawiając sobie tę wątpliwą przyjemność na koniec. Więc nie mogła zobaczyć lekkiego, pełnego ironii uśmiechu, który wystąpił na jego usta.
- Klaus... - mruknęła cicho, dopiero teraz rzucając mu spojrzenie spod długich, umalowanych rzęs. Ściągnął brwi i spojrzał się na nią z pewnego rodzaju powagą, która ją lekko zmyliła, ale nie dała się oszukać. Przecież musiał mu się spodobać sposób, w jaki przed chwilą odkładała szklankę z krwią na stół! - Chciałabym wyjść do miasta...
- Nie - krótko odpowiedział i powrócił do lektury. Wiedziała, co musi zrobić, ale czy się odważy? Ugh, w końcu nazywa się tak a nie inaczej!
    Wstała z miejsca, poprawiając lekko bluzkę, aby miała większy dekolt i ruszyła w jego stronę. Wyjęła mu książkę z rąk, na co jej pozwolił i patrzył się na jej małe przedstawienie. Przejrzała ją niby od niechcenia i odrzuciła na stół. Po tej czynności pochyliła się nad nim, opierając ręce na początku podłokietników fotela, przez co jej twarzy była mniej więcej na wysokości jego. Jednak przez powiększony wcześniej dekolt i pozycję w jakiej umyślnie się znalazła, miał też idealny widok na jej w części odkryte piersi. Jednak pokazał swoją silną wolę, patrząc się dziewczynie prosto w oczy.
- Proszę, panie Mikaelson - szepnęła, dotykając delikatnie opuszkami palców kołnierzyka jego koszuli. Zauważyła jak przełyka ślinę, a w jego oczach błyszczy rozbawienie. Chciała go zdenerwować, a nie rozbawić! Jednak jeszcze nie skończyła tego, co przed chwilą zaczęła, co to to nie.
- Caroline, nie - odpowiedział, nawet się nie jąkając. Usiadła na nim okrakiem, a ręce przeniosła na jego barki, delikatnie je masując. Dopiero po chwili splotła je za karkiem hybrydy, delikatnie gładząc końcówki włosów. Poruszyła się, aby pewniej się usadowić i osiągnęła to, co chciała. Klaus zacisnął mocniej szczękę, jakby coś go zabolało... Ciekawe tylko co, bo na pewno nie sumienie.
- Proszę cię - szepnęła mu wprost do ucha, lekko nadgryzając jego płatek. Miała grać głupią blondynkę i to robi. Jaka inna laska by się rzuciła na swojego porywacza? Poczuła jego dłonie na swoich udach, a po chwili na talii. Westchnął ciężko, a gdy dziewczyna chciała się ruszyć, przytrzymał ją.
- Nie oznacza nie, kochana - mruknął, składając krótki pocałunek na skórze jej szyi. Nawet nie zauważyła, gdy posadził ją na fotelu i sam wstał, lekko się przeciągając. Odmówił jej, chociaż się przed nim poniżyła. Czas na cios poniżej pasa, którego pewnie jej nie wybaczy, ale cóż.
    Wstała z opuszczoną głową i zacisnęła usta w wąską linię. Czuła łzy w swoich oczach, które chciały się wydostać na zewnątrz, ale powstrzymywała je z całych sił. Ruszyła w kierunku schodów, ale poczuła jak hybryda chwyta ją za nadgarstek. Wyrywała mu się z całych sił, ale nie dała rady. Mężczyzna odwrócił ją silnym szarpnięciem w swoją stronę i przytrzymał drugą dłonią za kark. Spojrzał się jej prosto w oczy i wytarł kciukiem jedną, spływającą po policzku łzę.
- Puszczaj - syknęła, próbując się wyrwać, ale przysunął ją jeszcze bliżej siebie.
- Uspokój się - powiedział cicho i westchnął. - Jest późno, a musisz się wyspać, jak chcesz jechać jutro ze mną do miasta.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - zapytała się, patrząc się na niego z niedowierzaniem. Czyżby kobiece łzy roztopiły lód w jego sercu? Szczerze wątpiła, aby coś takiego się stało. Przy nim to nawet Królowa Ludu byłaby za gorąca.
- Daje ci swoje słowo - mruknął i pogłaskał ją lekko skołtunionych po włosach. Schylił się nagle i podniósł ją w stylu panny młodej. Ruszył z nią na górę w kierunku swojej sypialni, a dziewczyna starała się nie uśmiechać. Nawet Klaus nie wie, że dzisiejsza noc jest jej ostatnią w tym domu. - Zostajesz tutaj i pamiętaj, że nie możesz mi się sprzeciwiać.
- Słucham? - warknęła zdenerwowana i jednocześnie zdezorientowana. Zaczęła się nagle obawiać o swoją najbliższą przyszłość. - Jeśli chcesz ze mną uprawiać seks to wiedz, że wtedy mam w nosie ten cały głupi zakład i to, że jesteś dużo silniejszy ode mnie. Zniszczę cię, zrozumiałeś?
- Spokojnie, nic takiego nawet nie zasugerowałem - uśmiechnął się chytrze, jakby wiedział, że swoimi wcześniejszymi słowami wywoła taką reakcję. Odgarnął zabłąkane kosmyki z jej twarzy, na powrót uśmiechając się bardziej szelmowsko. - Seks będziemy uprawiać tylko wtedy, kiedy sama do mnie przyjdziesz, a uwierz, zrobisz to już niedługo.
- Żebyś się tylko nie zdziwił - mruknęła i odwróciła się do niego tyłem, aby wziąć swoją piżamę z pokoju, w którym egzystowała do dzisiejszego dnia. Wyzywała mężczyznę w swoich myślach od najgorszych napaleńców, ale jakaś cześć jej próbowała ją przekonać, że on ma rację. Zdawała sobie sprawę z tego, że ją pociąga, w końcu jest zdrową kobietą, a on bardzo przystojnym mężczyzną. Musiałaby upaść na głowę, gdy była mała, aby na niego nie zwrócić uwagi. Lecz jego charakter przekreślił wszystko. Był zły i musiała o tym pamiętać, bo niektórych rzeczy nie da się wybaczyć.

środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 25

Ponieważ [...] większość ran zadają nam najbliżsi, związek z drugim człowiekiem jest też miejscem, w którym najlepiej się one goją [...].
William P. Young 


    Patrzył się na mnie z lekkim niedowierzaniem, ale po chwili... po prostu wyszedł. Zostawił mnie samą w moim pokoju i nawet się za sobą nie obejrzał. Otworzyłam usta, widząc, że mnie opuścił. Czy tego chciałam? Oczywiście, że nie, ale... Nie sądziłam, że on tak po prostu odpuści. 
    Usiadłam na łóżku i popatrzyłam się wściekle na drzwi. Chyba się pomylił, jeśli myśli, że teraz będę po nim rozpaczać. Fajnie, wykorzystał mnie, a teraz co? Zostawia? Okej, dam sobie radę bez niego. Nie potrzebuję go do życia. I wcale się w tym momencie nie oszukuję samej siebie. Kiedy ja go tak mocno pokochałam? Nie pamiętam tego momentu, nie mogę sobie go przypomnieć. Ale czy to ważne? Zostałam z tym sama, ze złamanym sercem. 
- Jak ja cię mocno nienawidzę w momentach, gdy tak bardzo cię kocham - szepnęłam do siebie i przetarłam twarz dłońmi. Spojrzałam się przez okno i patrzyłam jak słońce zachodzi. Jeśli jutro mam iść rano do Eleny, Stefana i Damona, to muszę się wyspać. 

♥ ♠ ♦ ♣

    Elizabeth Forbes weszła do swojego domu z przekonaniem, że już raczej nie zobaczy tam swojej córki. Elijah uprzedził ją po drodze o wszystkim i wyjaśnił, co zamierzają zrobić w najbliższym czasie. Jeszcze dał jej bilety na podróż do Nowego Jorku! A żeby jeszcze było mało to uprzedził, że wszystko jest zapłacone wraz z hotelem. Wiedziała, że to wszystko przez Caroline, która jakby powoli zaczęła się dołączać do ich rodziny.
- Klaus? Co ty tu jeszcze robisz? - zapytała się, kładąc prawą dłoń na klatce piersiowej.Patrzyła się zszokowana na siedzącego pierwotnego na kanapie który tak jakby na nią czekał. 
- Nie zostawię Caroline samej, gdy gdzieś w pobliżu pałęta się menada - powiedział cicho i wstał. Kiwnął jej głową i zaczął wchodzić powoli schodami na górę. Jednak matka blondynki złapała go za dłoń. Spojrzał się na nią, nic nie mówiąc. 
- Ona cię kocha, Klaus. Nie zmarnuj tego i obroń ją przed wszystkim - patrzyła mu się dziarsko w oczy. Tak bardzo przypominała niektórymi zachowaniami Caroline... Pokiwał powoli głową. 
- Wiem - w końcu słyszał jej wyznanie o nienawiści i miłości w stosunku do niego. - Obronię ją nawet wtedy, gdy będzie mnie to kosztować życie. 
     Klaus przeniósł się w wampirzym tempie do pokoju swojej ukochanej. Spojrzał się na nią i przez chwilę stał, obserwując jak śpi. Przejechał delikatnie opuszkami palców po jej policzku, ale tak, aby się nie obudziła. Westchnął ciężko i położył się obok niej. Nie zostawi jej samej bez pomocy, chociażby go znienawidziła całym swoim sercem. 

♥ ♠ ♦ ♣

    Wybiegła z budynku, wiedząc że nie ucieknie. Było ich coraz więcej. Jak to się stało, że tyle wampirów znalazło się w jednym miejscu? Przez myśl przemknął jej jeden scenariusz, ale wolała nie myśleć o tym, że zrobili by tam rzeź na tych wszystkich nieświadomych ludziach. Teraz modliła się, aby spotkać inne czarownice albo cokolwiek lub kogokolwiek, kto by jej pomógł. 
     Poczuła na swoim nadgarstku dłoń, która się zacisnęła dosyć mocno. Kolejny wampir. Przyciągnął ją do siebie, a gdy chciała rzucić urok, poczuła jak jej plecy zostają dociśnięte do jego klatki piersiowej.
- Mamy wiedźmę, kochani! Kolejna przyjezdna! - krzyknął Marcel, trzymając dziewczynę jedną ręką, a drugą zasłaniając jej usta. Była zbyt sparaliżowana strachem, aby zrobić cokolwiek. Każdy ruch mógłby być dla niej zgubą. - Co do....
- Marcel, puść ją - usłyszała znajomy głos, a uścisk wampira automatycznie się poluzował. Odsunęła się kawałek, patrząc przez ramię na Kola, który wbił swoją rękę w plecy ciemnoskórego. Szczerzył swoje kły w stronę każdego, kto się zbliżył. - Bennett, chodź tutaj.
    Podeszła do niego powoli, a on zniecierpliwiony przyciągnął ją do siebie wolną ręką.Czuł, jak szybko oddycha pod wpływem wcześniejszego stresu i to, jak się przy nim uspokaja. Ścisnął jej nadgarstek mocniej i puścił, aby popchnąć Marcela do przodu. Mężczyzna zachwiał się i z wampirzą prędkością odwrócił się w stronę pierwotnego.
- Kol Mikaelson - powiedział cicho, cofając się dwa kroki. Inne wampiry patrzyły się na niego ze zdziwieniem i szeptały coś między sobą. Jednak gdy czarnoskóry uniósł rękę, to ucichli. - Co tutaj robisz, bracie?
- Nie jestem twoim bratem, sługusie - prychnął Kol, a mężczyzna cofnął się jeszcze dalej. Szatyn rozejrzał się i uśmiechnął, szczerząc do wszystkich kły. - Trafiliście na złą wiedźmę, gdyby tylko włos jej z głowy spadł, byłaby tu rzeź. Jednak macie szczęście, że mam dobry humor.
- Kim ty jesteś, aby się tu rządzić? - warknął jakiś wampir, który stanął obok czarnoskórego. Pierwotny zrobił dwa spokojne kroki w jego stronę, a ten drugi się tylko wyprostował z dumą. Nie rozumiał, dlaczego jego stworzyciel tchórzy i pozwala z siebie drwić.
- Jestem pierwotnym wampirem, waszym stworzycielem i panem - powiedział cicho, ale każdy go usłyszał. Każdy też wiedział, co oznacza pierwotny. Po chwili wampir padł na ziemię bez życia, a jego serce trzymał w ręku szatyn. Wyrzucił je na ziemię z miną pełną odrazy i cofnął się do tyłu. - Radzę wam zapamiętać moje imię, bo następnym razem nie będę taki miły...
    Odwrócił się w ciszy i ruszył w stronę Bennett. Bała się nawet przełknąć ślinę, widząc, jaki jest wściekły. Nie chciała mu teraz wchodzić w drogę, ale zdawała sobie sprawę, że pewnie się po drodze pokłócą o jakąś drobnostkę. Nawet się do niej nie odezwał tylko przeszedł obok. Ruszyła za nim spokojnie, próbując go jak najmniej zdenerwować. I tak już mieli bardzo złe relacje, to po co je jeszcze bardziej komplikować?
 
♥ ♠ ♦ ♣

    Obudziłam się, leżąc spokojnie na poduszce. Jednak coś mi nie pasowało, ponieważ miałam za mało przestrzeni osobistej i domyślałam się, dlaczego. Odwróciłam się wściekle na drugi bok, patrząc się prosto w te niebieskie oczy hybrydy, którą wczoraj tak mocno znienawidziłam i pokochałam.
- Co ty tutaj robisz? - syknęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Westchnął głośno i wywrócił oczami. Widać było, że go denerwuję swoimi pytaniami, chociaż w ogóle miałam się do niego nie odzywać. Jednak czemu tu został? Czy nie dałam mu jasno do zrozumienia, że nie chcę go tutaj widzieć?
- Pilnuję cię - odpowiedział krótko i spojrzał się na mnie spod rzęs. Zacisnęłam zęby i wstałam z łóżka, łapiąc jak najszybciej szlafrok. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że widział mnie nagą. Ale to było tylko jeden raz w chwili mojej słabości. - Caroline, przestań się tak zachowywać.
- Jak? - warknęłam, szybko wyjmując czyste ubrania z szafy. Nie chciałam się na niego patrzeć, ani zbliżać. Już wystarczy, że się do niego odezwałam! - Jeszcze będziesz mi dyktował warunki, morderco.
- Jak mała rozpieszczona dziewczynka, której wszystko wolno - syknął mi do ucha, odwracając mnie gwałtownie w swoją stronę. Spojrzałam się na niego zła, ale to i tak mało, przy furii, jaka była widoczna w jego oczach. Chyba przesadziłam, ale za błędy trzeba płacić.