sobota, 17 października 2015

Rozdział 11

Strach to suma tego, co jest i co może się zdarzyć.
Jonathan Carroll


     Wstałam z kolan i powoli się odwróciłam w stronę hybrydy. Stał ze skrzyżowanymi ramionami, opierając się o futrynę drzwi, które prowadzą do jego sypialni. Obojętne oczy śledziły dokładnie każdy mój ruch. Przygryzłam dolną wargę i czekałam na jego reakcję. Jednak on chyba nie zamierzał się już odezwać. Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam oczy, aby zebrać w sobie odwagę. Boję się i to pewnie po mnie widać, ale trudno. Muszę zachować twarz niezależnej kobiety.
- Co ty tu robisz? Kiedy wróciłeś? - zapytałam się, również krzyżując ramiona na piersi. Uniósł jedną brew.
- Nie wyszedłem. Cały czas tu byłem - odpowiedział cicho, a ja dałam sobie mentalny cios. Jaka ja jestem głupia! Mogłam sprawdzić cały apartament, zanim zaczęłam używać swoich wampirzych umiejętności. Cholera! Teraz to ja już jestem martwa.
      Otworzyłam usta, żeby co powiedzieć, ale nie miałam bladego pojęcia co. Pierwszy i pewnie ostatni raz jestem w takiej sytuacji. Spuściłam wzrok na swoje ręce, ale kątem oka zauważyłam, że zaczął do mnie powoli podchodzić. Stanął tuż przede mną i złapałam moją brodę między dwa palce. Zmusił mnie, abym na niego spojrzała. 
- Czy Caroline Forbes pierwszy raz nie wie co powiedzieć? - zaśmiał się, a we mnie się zagotowało. Wyrwałam mu się i przebiegłam w wampirzym tempie na drugi koniec pokoju. 
- Czy ty siebie słyszysz? Myślisz, że bez jakiegokolwiek zabezpieczenia bym z tobą gdziekolwiek pojechała? Czy tobie rozum odjęło? - prychnęłam, widząc budującą się złość w jego oczach. Nie obchodzi mnie teraz taka błahostka. Wściekła jak nigdy nie panowałam nad swoją gadką. - Myślisz, że nie lepiej by mi było teraz w ramionach Tyler'a, którego został zmieniony w potwora przez ciebie?!
- Caroline.. - mruknął ostrzegawczo, ale miałam to w głębokim poważaniu.
- Co Caroline?! Myślisz, że jak się ciebie boją to jesteś na tyle mądry, aby wszystkich krzywdzić? Nie jesteśmy już w średniowieczu!Teraz nie zastraszysz całego świata swoimi kłami, bo cię zabiją! A ja będę wtedy pierwszą ochotniczką do wbicia kołka w twoją imitację... - zostałam gwałtownie uciszona. Klaus przycisnął mnie do ściany i zakrył mi usta dłonią. Z jego oczu aż sypały się iskry.
- Kim ty jesteś, aby odzywać się do mnie w ten sposób? Jesteś jedną, młoda wampirzycą, którą mogę zabić na najróżniejsze sposoby w tej chwili, bo nie mam ochoty słuchania twojego gadania - syknął do mojego ucha, przejeżdżając kłami po mojej szyi. Skrzywiłam się, zdając sobie sprawę z mojej głupoty. Jednak jestem dumna z tego, że mu wygarnęłam.- Jednakże wiedz, że zmienię twoje podejście do mnie. To u mnie będziesz się czuła bezpieczna, a nie u tamtego kundla. To do mnie będziesz przychodziła z każdym problemem lub w każdej wolnej chwili.
      Jak zaczął mi to szeptać na ucho, to mnie to bardziej zmroziło niż cokolwiek. Teraz powinnam go błagać o litość, a nie słuchać obietnic na przyszłość. Ruszyłam jedną dłonią, która znajduje się niebezpiecznie blisko sprzączki od jego paska. Usłyszałam jak wciąga powietrze. Działam na niego i mogę to wykorzystać. Ha! Jestem genialna.
      Przejechałam niby przypadkiem dłonią po jego udzie i położyłam ją na jego ręce, którą zasłania mi usta. Spojrzałam się na twarz hybrydy, jednak on schował ją w moich włosach, zaciągając się moim zapachem. To... przyjemne, gdy przejeżdża nosem po mojej skórze i jednocześnie obrzydliwe. Ile kobiet było na moim miejscu zanim je zabił? Ile im obiecywał? Może nie lubi jak jego ofiara się u wyrywa, dlatego ją uspokaja? Warknęłam i wyrwałam mu się, po czym pobiegłam w wampirzym tempie do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Chyba był zbyt zdziwiony moim zachowaniem, aby mnie zatrzymać.
     Schowałam twarz w dłonie. Muszę wziąć prysznic Muszę zmyć jego dotyk z mojej skóry. To obrzydliwe, że mnie dotykał. Że się aż tak bardzo do mnie zbliżył. Że mu na to pozwoliłam. Mógł mnie zabić i wtedy bym nie musiała znosić jego towarzystwa.
     Weszłam do łazienki i szybko się rozebrałam. Ciepła woda powinna mnie rozluźnić i pomóc zastanowić się, co mam dalej zrobić. Nie mam żadnego pomysłu. Nie mogę tu siedzieć wiecznie. Jeszcze on płaci za to wszystko i nie mogę pozwolić na nasz nagły powód do Mystic Falls. Ten plan bez mojej współpracy nie wypali.



♥ ♠ ♦ ♣


- Że co? - zawołała Elena i usiadła na kanapie w domu Slavatorów. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie powiedział Elijah. Damon obok niej tylko pokiwał głową z uznaniem. 
- I myślicie, że to się uda? - zapytał się, a pierwotny tylko pokiwał głową. Brunet uśmiechnął się delikatnie. - I macie rację. Coś jest na rzeczy.
- Damon, to moja przyjaciółka! Nie mamy pewności, że ten plan wypali! Mogliście jej powiedzieć, a nie wmawiać, że te sztylety załatwią całą sprawę! - powiedziała zmartwionym głosem szatynka, patrząc się po kolei na wszystkich. 
- Wtedy nie byłaby sobą. Doskonale wiesz, że jeśli wszystko się uda, to ona będzie szczęśliwa. Jak Nicklaus raz pokocha to kocha na wieczność - odpowiedział poważnym tonem Elijah. Rebekah spojrzała na niego kątem oka.
- Jak pies - dopowiedziała i wraz z brunetem parsknęła śmiechem.
      Bonnie wstała i wyszła. Musi to wszystko przemyśleć. Gdyby ten sztywny pierwotny nie miał pewności to nie wysłałby Caroline na śmierć. Przynajmniej na tyle mu ufali.
      Parsknęła i ruszyła w stronę swojego domu. Elijah ma rację. Gdyby Caroline dowiedziała się o ich prawdziwym planie, nie byłaby sobą. Udawałaby, aby on jak najszybciej jadł jej z ręki. A teraz jest sobą. Pewnie się obraża i ma w nosie jego reakcję i najbliższą przyszłość. Tylko ciekawe, co zrobi, gdy dowie się co się stało z jej Tylerem.
- Wiedźmo Bennett - powiedział ktoś nagle. Zatrzymała się gwałtownie, widząc przed sobą chłopaka z klubu. Zmarszczyła brwi i zmierzyła go wzrokiem. Skąd on wie, że jest wiedźmą?
- Kol... Skąd wiesz... - zaczęła, ale nagle ją olśniło. Znała wszystkich pierwotnych oprócz Finn'a i jeszcze jednego, którego imienia nie znała. - Jesteś tym pierwotnym, który nas próbował wybić.
- Dokładnie, moja wiedźmo - odpowiedział z szerokim uśmiechem i zaoferował jej swoje ramię. Posłała mu pobłażające spojrzenie.
- Chyba sobie żartujesz - prychnęła i ruszyła przed siebie. Bardzo trudno było zauważyć, że cały czas idzie za nią. W końcu nie wytrzymała i się gwałtownie odwróciła. - Czy mógłbyś przestać?!
     Nikogo za nią nie było. Jest sama przed swoim domem. Może tylko jej się wydawało, że on tu był? Nie, pewnie sobie z niej żartuje.
     Odwróciła się z zamiarem odejścia, ale nagle poczuła silny ból na plecach. Wrzasnęła i straciła przytomność, czując jak trucizna ją paraliżuje.

_________________________________
Coś się stało z Bonnie... :'( Od tego rozdziału będą takie wstawki, gdzie będzie wiadomo, co się dzieje w MF. :P Mam nadzieję, że się Wam rozdział podobał  ;)

5 komentarzy:

  1. Fajny rozdział, ale trochę się pogubiłam.... xD
    Czekam na więcej ^^ :D

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham Klaroline w twoim wykonaniu *.* Jestem ciekawa co dalej z Bonnie :( I ten Elijah tam knuję ;D Nie no rozdział świetny i jutro już kolejny omomom *.* Zapraszam do siebie: http://anotherstrorycaroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na więcej scenek z Klaroline <3 i oczywiście na 12 rozdział : *

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na next :)
    Rozdział był cudowny , scenki Klaroline świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na cdn. Robi się ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń