sobota, 17 października 2015

Rozdział 19

Jakże kłopotliwa jest nienawiść bez wzajemności. 
Leszek Kumor


     -Caroline? Elena? Bonnie? Elijah? - wołała Rebekah, chodząc po lesie. Przed chwilą ją wołali, ale teraz nigdzie nie mogła ich znaleźć. Stanęła na środku niewielkiej polany i prychnęła pod nosem. - Co za popieprzeni ludzie!
     Przewróciła oczami i odwróciła się na pięcie. Usłyszała jakieś dziwne dźwięki wydobywające się z lasu za nią. Skądś to kojarzyła, tylko skąd.... Ale wiedziała, że musi uciekać, bo nagle pojawiły się rozmazane spojrzenia, które gdzieś były na samym dnie jej podświadomości.
     Zaczęła biec w wampirzym tempie, czując za sobą czyjąś obecność. Jakiś nieopisany strach złapał w swoje szpony jej serce, a to było uczucie zapomniane dla niej. Nie czuła go odkąd zobaczyła Michaela pięćset lat temu.
     Przyśpieszyła, ale poczuła ogromny ból w łydce. Pisnęła z zaskoczenia, ale biegła dalej, czując jak oczy jej się zamykają. Nogi powoli zaczęły jej się plątać, ale czyjeś ręce ją złapały, zanim upadła.

♥ ♠ ♦ ♣

- Finn, nie widziałeś Rebekhi albo Kola? - zapytał się Elijah, wchodząc do salonu, gdzie siedział jego brat. Ten tylko wzruszył ramionami, obejmując Sage jedną ręką. Ta się uśmiechnęła delikatnie do młodszego z braci.
- Kol poszedł do tej całej waszej wiedźmy, Bonnie tak? A Rebekah nagle wybiegła, mówiąc, że ktoś ją woła. Nie wiem, o co jej chodziło, ale pewnie niedługo wróci. Sami doskonale wiecie, jaka ona jest - odpowiedziała mu dziewczyna jego brata. pokiwał głową w geście zrozumienia i założyła marynarkę. Wyszedł, postanawiając poszukać młodszej siostry, bo ma bardzo złe przeczucia.

♥ ♠ ♦ ♣

      Bonnie czmychnęła z kuchni jak najszybciej tylko się dało. wiedziała, że jak pierwotny się ocknie, to będzie z nią źle, ale nie miała innego wyjścia. To znaczy miała, ale nie chciała mu ulec. Niech wie, kto w tym domu rządzi!
      Westchnęła cicho, wiedząc, że i tak jej życie wisi na włosku. A ona w sumie nic nie zrobiła! Tylko gdy się całowała z pogromcą wiedźm, przypomniała sobie o tym, kim był i go oszołomiła zaklęciem. Czy za coś takiego może zostać jej urwana głowa? Najpewniej.
     Otworzyła tylne drzwi i wróciła po wampira. Uniosła jego ciało za pomocą magii i wyrzuciła ze swojego domu. Nikt nie będzie jej próbował udowodnić, że jest uległą osobą, która poleci do pierwszego lepszego. A jemu też przydałoby się utemperować nos. Zamknęła drzwi i zaczęła rzucać zaklęcia na miejsce swojego zamieszkania, aby nie mógł tu wejść. Aż taka głupia nie jest, aby wpuszczać krwiożerczego wampira, który jest jej największym wrogiem. Może sobie być bratem jej przyjaciółki, ale to nie zmienia jej nastawienia do Kola.
- Bennett - usłyszała za sobą i się odwróciła. Jak na złość, na jej usta wypłynął delikatny uśmiech.
- Mikaelson - odpowiedziała, widząc obudzonego pierwotnego, który stoi w progu. Warknął ostrzegawczo, wysuwając kły. Chciał zrobić krok do przodu, ale powstrzymała go bariera. Dziewczyna odetchnęła z ulgą w myślach. Nie była do końca pewna, czy to zaklęcie zadziała.
- Nie żyjesz, Bennett - syknął, odsuwając się kawałek.Uśmiechnęła się szeroko, pytając się w myślach, czy jest typem samobójczyni.
- Jak na razie mam się dobrze, dziękuję, że się interesujesz moim życiem - zaśmiała się cicho, widząc jego wściekłą minę.
- Radzę ci nie wychodzić z domu samej... A zresztą i tak nikt...
- Mnie przed tobą nie ochroni, bla bla bla - zaczęła papugować jego głos. I tak już wydała na siebie wyrok śmierci, więc może sobie pożartować.
- Jesteś nienormalna, Bonnie - mruknął cicho, zwracając tym jej uwagę. Przekrzywił lekko głowę i uśmiechnął się delikatnie. Ona zmrużyła w odpowiedzi oczy. Coś jest nie tak. - Do zobaczenia niedługo.
     Po tym jak zniknął, przeszedł ją dreszcz. Może znalazł sposób, aby ją dorwać? Będzie musiała uważać, choć to niedługo stanie się codziennością, że pierwotny wampir jest jej wrogiem.

♥ ♠ ♦ ♣

     Mruknęłam cicho, wtulając się mocniej w klatkę Klausa. Nie zapomniałam o tym, że byłam na niego wściekła, przed tym całym wypadkiem. Jednak teraz jest mi zbyt dobrze, aby się na niego denerwować.
- Klaus... - mruknęłam cicho, przesuwając dłonią po jego klatce piersiowej.
- Tak? - zapytał się głębokim głosem.
- Emm... - jak ja mam mu to powiedzieć? - Wiesz, że ci jeszcze nie wierzę w to, że moja mama o wszystkim wiedziała? Ona by się nigdy na coś takiego nie zgodziiiiiiiii.... Klaus!
- Caroline - warknął ostrzegawczo, znajdując się nade mną. Złapał moje nadgarstki w jedną dłoń i przygwoździł je do materaca nad moją głową. - Gdybyśmy cię nie kochali, nigdy byśmy aż tak nie ryzykowali.
- Gdybyśmy? - wyjąkałam z niedowierzaniem, patrząc się w oczy hybrydy. Chyba sam nie wie, co ma teraz powiedzieć.

___________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale wiecie, szkoła :P Mam nadzieję, że podoba Wam się rozdział jak i ta jedna z trzech części miniaturki :D Do zobaczenia niedługo xD

2 komentarze:

  1. Super! Bardzo lubię tu wpadać :) zawsze czeka na mnie coś interesującego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog, bardzo ciekawa historia :-D nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń