czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 6

Nienawiść zaś powiększa się przez nienawiść wzajemną, natomiast może być stłumiona przez miłość, tak że nienawiść przechodzi w miłość.
Baruch Spinoza

     Wzięłam głęboki wdech. Sam widok tego domu z zewnątrz mnie powala, a co dopiero w wewnątrz! Jednak w tym momencie to jest najmniej ważne. Nie mogę dać się złamać jakiejś głupiej rezydencji. Nie muszę daleko szukać, aby zobaczyć coś wytwornego. Salvatorowie też nie mieszkają w byle jakim domu. 
     Podeszłam do wielkich drzwi, w które zapukałam. Jak mieszkają tu same wampiry to chyba powinny mnie usłyszeć. Oby. Nigdy nie wiadomo, czy na starość to pierwotnym nic się nie rzuciło na słuch. Jednak nie, bo słyszę kroki. Wyprostowałam się dumnie i czekam.
- My się znamy? - zapytał się leniwie szatyn, który otworzył mi drzwi. Oparł się o framugę i zjechał po moim ciele wzrokiem. Wygląda jak siedemnastolatek. Jednak jest podobny do Elijah.
- Nie - odpowiedziałam powoli. Kto to jest? - Jest Klaus? Mam do niego pilną sprawę.
- Ech... Zostawmy mojego braciszka w spokoju. Jakaś panienka go wczoraj zdenerwowała i od tamtego czasu chodzi zły jak osa - oj, chyba nawet wiem, która.
- Nalegam - oznajmiłam, a on przybliżył się do mnie. Chciał dotknąć mojego policzka, ale Elijah złapał go za rękę. W duchu odetchnęłam z ulgą. Z wdzięcznością spojrzałam się na Mikaelsona. 
- Caroline, bardzo miło cię widzieć. Mój brat jest trochę zdenerwowany waszym wczorajszym spotkaniem i nie jestem pewien, czy chce się z tobą teraz widzieć - powiedział z lekkim uśmiechem i puścił rękę drugiego szatyna. Zmarszczyłam brwi. 
- Mnie zbytnio nie obchodzi jego zdanie. Muszę się z nim zobaczyć i mam gdzieś jego humorki - odpowiedziałam i ich ominęłam. Moim wampirzym słuchem usłyszałam jeszcze rozmowę dwóch mężczyzn. 
- Dobrze, że nie ma Rebekhi i Finna - mruknął Elijah. - Chodźmy.
- Niezła, szkoda, że jest przeciwko nam...
     Miałam przez chwilę ochotę prychnąć pod nosem, ale się powstrzymałam. Dodatkowo obleciał mnie strach. A jak będzie chciał mnie teraz zabić? Trudno, przynajmniej zostawi moich przyjaciół w spokoju. Wzięłam kolejny głęboki wdech i się rozejrzałam. Wszystko jest... nieskromne. Bogate zdobienia tutaj dominują, a wszystko jest z innych epok. Styl rokoko dominuje.
- Klaus?! - zawołałam i poczułam jak powietrze za mną faluje. Już jest w salonie. I to na dodatek za mną. Wrrr...
- Caroline... - powiedział z sarkazmem, a po chwili jestem przez niego podduszana przy ścianie. Złapałam jego dłoń i łapię nieskutecznie powietrze. - Po co tu przyszłaś?
- Chciałam - wysapałam. Przynajmniej tak, jakby zrobił to człowiek. - cię przeprosić.
- Naprawdę? - zapytał się i mnie puścił. Nie ma go w pomieszczeniu, gdy osuwam się na podłogę, trzymając się za bolące gardło. Przynajmniej powinno mnie boleć, gdybym była człowiekiem, którego udaję. Wiem, że mi nie wierzy. Powiedziałam mu, że jest fałszywym mordercą, czym uraziłam jego dumę. Czasami mogłabym się powstrzymać od głupich komentarzy.
- Naprawdę - wyszeptałam, opierając czoło o podkurczone nogi. Łzy napłynęły mi do oczu. Jednak przydały się zajęcia teatralne w liceum. Przynajmniej mogę na zawołanie płakać. - Co mogę zrobić, abyś przestał zabijać moich przyjaciół?
- A co ty byś zrobiła na moim miejscu - wyszeptał, kucając przede mną. Spojrzałam się na niego załzawionymi oczami. Zauważyłam, że zmarszczył brwi, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
- Nie jestem tobą i nigdy bym tego nie chciała - powiedziałam, gwałtownie wstając. Może teraz uda mi się uciec z tego przeklętego domu? Ja muszę go najpierw uwieść... Cholera.
- Nawet nie próbuj wychodzić - warknął, ale ja go nie słuchałam i się odwróciłam. Zrobiłam jeden krok do przodu, ale wpadłam na jego klatkę piersiową. Złapał mnie za ramiona i odsunął trochę od siebie. Jego spojrzenie nie wróżyło niczego dobrego. - Nie odwracaj się do mnie plecami, kiedy do ciebie mówię.
- Bo mnie powiesisz przed domem Salvatorów?! Tylko tyle potrafisz, bo nie radzisz sobie inaczej z problemami?! Ach, pójdę i ją zabiję, bo mówi mi prawdę w oczy? - wrzasnęłam, uwalniając prawdziwą siebie. Próbowałam mu się wyrwać, ale mnie przytrzymał. 
- Nie zabiję cię! Zrozum mnie, że nie wiem, o czym ty do mnie mówisz!
- Jasne! I ja mam ci uwierzyć, że mówisz prawdę? No błagam cię - jestem tak troszeczkę wkurzona. Jednak nadal nie pokazałam wszystkich moich możliwości. Niech on się zacznie bać, bo jeszcze mnie nie zna.
- Zamilcz i wyjdź - warknął i mnie puścił. Prychnęłam głośno i odwróciłam się w stronę drzwi. Czuję, że ten cały plan spalił się na panewce.
-Widać, że nie mam za co przepraszać - mruknęłam cicho i już otwierałam drzwi, kiedy zostałam gwałtownie rzucona na kanapę. Klaus ciężko dyszał, pochylając się nade mną. Jego oczy z niebieskich zmieniały się w żółte, a to znów powracały do normalnej barwy. Wyszczerzył kły w moim kierunku.
- Jesteś tak głupia, czy aż tak odważna, aby mnie po raz drugi.... - zaczął, ale mam dość tego jego gadania. Wpiłam się w jego usta, na co mruknął zaskoczony. Jednak po chwili zaczął oddawać moją pieszczotę. To obrzydliwe, ale czego się nie zrobi, aby go pogrążyć? Muszę wiedzieć, gdzie są te sztylety. Odsunął się po chwili ode mnie. -Zacznijmy od początku, Caroline...
- Powiedz mi coś o sobie - powiedziałam w tym samym momencie, a on westchnął zdenerwowany. Trudno, musi jakoś ze mną przeżyć. Nie ma innego wyjścia.- Może wtedy inaczej na ciebie spojrzę...
- Dobrze - powiedział i wstał. Podał mi rękę, po czym w wampirzym tempie znaleźliśmy się w sypialni. Chyba jest najprawdopodobniej jego. Wielkie łóżko,w sumie to łoże, z białą pościelą i beżową narzutą zajmuje środek pokoju. Obok stoi mała brązowa szafka, a dalej regał z książkami i skrzynia.
- Jak zabiłeś swoje rodzeństwo? - ups, chyba się pośpieszyłam. Jednak teraz muszę z tym żyć. - Wiesz, w końcu pierwotnych chyba nie można zabić...
- Masz rację. Ale można nas uśpić - powiedział i sięgnął po złotawą szkatułę. Otworzył ją i wyjął jeden ze sztyletów. Obrócił go w swoich rękach. - Przez to, że jestem hybrydą, to na mnie nie działają.
     To, jakie spojrzenie mi rzucił, mówiło, że wie coś, czego ja nie wiem. Czyli cały plan poszedł się kochać? A może blefuje?

_______________
Ale to szybko idzie. Już szósty rozdział xD

3 komentarze:

  1. Świetne, kocham to w jaki sposób oddajesz ich emocje, myśli :D Czekam na next i zapraszam do siebie ;D
    Powodzenia, życzę dużo weny <3
    http://nowahistioriaklaroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam twoje opowiadanie ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział! Caroline jest świetną aktorką. Dziwne, że Klaus tak łatwo dał się nabrać, ale w końcu to Forbes... Ahh ten jej urok osobisty. Uwielbiam, gdy autorki blogów przedstawiają główną bohaterkę jako silną, niezależną oraz wredną dziewczyna, a Ty taką stworzyłaś za co jestem Ci wdzięczna. Od razu ciekawiej się czyta. Wątpię, żeby Twoje opowiadanie kiedykolwiek mnie znudziło. Cały czas jakaś akcja. Elijah taki opanowany, szlachetny... Ideał ♥ Życzę powodzi weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Sonrisa

    OdpowiedzUsuń